Skoro państwo jest płatnikiem bardzo wysokiej składki do UE, to państwo powinno brać na siebie odpowiedzialność za absorpcję unijnych funduszy
Rozmowa ze Stanisławem Sławomirem Skrzypkiem – wiceprezydentem Warszawy
Samorządy nie zostawiają suchej nitki na rozdziale unijnych środków. Warszawa składała wnioski w niemal wszystkich dostępnych działaniach, w programach operacyjnych wdrażanych zarówno przez ministerstwa, jak i marszałka województwa. To już stwarza możliwość oceny całości procedur i udzielenia odpowiedzi na najbardziej niepokojące teraz pytanie – czy ten system daje szansę na absorpcję unijnego wsparcia?
Obawiam się, że nie. Mimo że na trzech etapach realizacji wniosków: uzyskanego dofinansowania, wdrażania projektów i w trakcie procedur przygotowawczych, mamy ok. 60 projektów, a dofinansowanie zaakceptowanych już projektów z funduszy EFRR, EFS, ISPA i Funduszu Spójności opiewa na kwotę ok. 0,7 mld zł. Mając takie wieloaspektowe doświadczenia, trudno przejść obojętnie wobec wszystkich tych przeszkód, które – jak widać gołym okiem – ograniczają naszą zdolność do wchłonięcia pieniędzy, które Unia Europejska dała nam do dyspozycji. Jestem przekonany, że w przyszłym roku, który będzie decydujący dla absorpcji funduszy z transzy 2004–2006, Polska nie wykorzysta wszystkich oddanych nam do dyspozycji środków, tj. 3,8 mld euro. Od przydzielenia tej kwoty do konsumpcji tych środków jest bardzo daleka droga.
Ale miał ją skrócić wymóg zgłaszania do konkursów tylko projektów gotowych do realizacji! Dlaczego więc inwestycje się nie rozpoczynają?
Wpadliśmy w pułapkę biurokracji. Pokazują to skomplikowane procedury ustalone przez jednostkę nadzorującą w Ministerstwie Gospodarki. Żeby im sprostać – każdy potencjalny beneficjent – samorząd, przedsiębiorca czy organizacja pozarządowa, staje przed koniecznością tworzenia ogromnej dokumentacji, a niektóre wymogi są zbyt daleko posunięte. Nie wszyscy beneficjenci radzą też sobie z meandrami prawnymi, a państwo ich nie wspiera, chociaż np. w Irlandii administracja rządowa wzięła na siebie odpowiedzialność za przygotowanie ubiegających się o fundusze. Ponadto tę górę papierów ktoś musi sprawdzić. Ten rodzaj nadzoru może byłby przydatny, ale powoduje nadmierne przedłużanie się procedur. Obawa urzędników przed utratą środków sprawia, że te dokumenty są analizowane nadmiernie szczegółowo. Czasami mam wrażenie, że chodzi o szukanie dziury w całym.
Tłumacząc się z przewlekłości postępowania, urzędnicy zwykle wskazują na błędy popełnione przez beneficjentów. (…)
Więcej na stronach >>Gazety Prawnej<<