Przeciągająca się dyskusja na temat nowego kształtu Biuletynu Informacji Publicznej, brak wyraźnej jego koncepcji, a także niemożność rozwoju w obecnej formule – sprawiają, że nieaktualizowane strony biuletynu tracą ostatnich użytkowników.
Według zapewnień przedstawicieli Ministerstwa Nauki i Informatyzacji, „jesteśmy w okresie przeprowadzania bardzo gruntownej dyskusji – czym był, jest i czym powinien być BIP”. W miarę upływu czasu z rozważań tych wynikają coraz bardziej dalekosiężne wnioski. Coraz częściej przebijają się głosy, że w kształcie nadanym przez ustawę o dostępie do informacji publicznej, BIP nie ma szans dalszego rozwoju.
Z tych powodów Ministerstwo Nauki i Informatyzacji, które od 21 lipca br. przejęło kontrolę nad stroną główną BIP, ma trudny orzech do zgryzienia. Z jednej strony o wiele prostsze byłoby rozpoczęcie budowy systemu od początku, na podstawie nowej koncepcji. Z drugiej, rodzą się obawy przed głosami tysięcy samorządów, które zainwestowały miliony w budowę systemu BIP-ów. Nikt nie chce zostać tym, który przekaże złą wiadomość i powie, że projekt trzeba zakończyć. Sytuacja zapewne zmieni się po wyborach, kiedy nowe władze ministerstwa bez ogródek będą mogły stwierdzić, iż samorządy wykonały mnóstwo dobrej i nikomu niepotrzebnej pracy.
Dlaczego BIP nie ma szans rozwoju?
Negatywne wieści niesie nieopublikowany jeszcze raport Komisji Europejskiej dotyczący wykonania dyrektywy unijnej o powtórnym wykorzystaniu informacji sektora publicznego z 17 lutego 2003 r. Ustawa o dostępie do informacji publicznej powołująca BIP miała być wykonaniem tej dyrektywy. Komisja Europejska wskazuje w raporcie, że przepisy dyrektywy nie są w pełni implementowane, a informacja publiczna, potrzebna obywatelom i przedsiębiorcom, nie jest łatwo i powszechnie dostępna. Wydźwięk raportu jest taki, że ustawa i Biuletyn nie spełnił roli, do jakiej został powołany.
To, oczywiście, nie jedyny ujemny argument w dyskusji o BIP. Słabą pozycję biuletynów w krajowym systemie informowania społeczeństwa dostrzegają nie tylko urzędnicy Komisji Europejskiej. O systemowych słabościach elektronicznego publikatora przekonani są przedstawiciele Ministerstwa Nauki i Informatyzacji, a przede wszystkim podmioty, na barkach których je złożono – czyli sami samorządowcy. Błędy tkwią w samej konstrukcji. Formuła została błędnie zaprojektowana.
Strona główna BIP (administrowana obecnie przez MNiI) nie pełni żadnej roli poza linkownią, jest funkcjonalnie „martwa” – jak mówią informatycy. Natomiast koszty utrzymania stron podmiotowych ponosi tysiące samorządów i innych podmiotów obowiązanych do prowadzenia BIP. Brak narzuconego schematu witryny spowodował, że są to setki tysięcy różnych stron, czym BIP upodobnił się do prowadzonych dotąd zwykłych witryn miejskich. Ta różnorodność przejawia się również choćby w braku jednolitego systemu adresacji witryn. Im głębiej zanurzamy się w poszczególne publikatory, tym różnice większe. Właściwie nie jest to system, nad którym by ktoś panował. To poszczególne, osobne witryny.
Potrzebna zmiana ustawy
Z poszczególnych sygnałów dochodzących z zespołu pracującego nad koncepcją BIP w Ministerstwie Nauki i Informatyzacji wynika, że z BIP-ów nic nie da się zrobić. Nieuchronność końca wynika choćby z uregulowań prawnych. Ministerstwo Nauki i Informatyzacji obowiązane jest do 21 lipca przyszłego roku wydać rozporządzenie w sprawie nowego kształtu BIP. Wynikałoby z tego, że sprawa jest dosyć prosta: opracować nową strategię, a następnie zapisać ją w postaci przepisów w nowym rozporządzeniu. Przeszkoda jest jednak znacznie większa, ponieważ ustawa o dostępie do informacji nie przewiduje innej roli biuletynu. Dlatego zmiana koncepcji to kwestia zmiany ustawy, a nie tylko samego rozporządzenia. Sprawa jest więc poważniejsza, ponieważ do prac trzeba zaprząc parlament, a to oznacza, że nad kształtem BIP musi rozpocząć się nowa dyskusja polityczna. Znacznie wydłuża to i komplikuje proces określenia jego nowej roli. Nie można więc liczyć na szybkie rozwiązanie kwestii BIP. (…)
Dalsza część artykułu na stronach >>GSiA<<